CENTRUM HISTORII ZAJEZDNIA

Kiedy w latach 70-tych XIX wieku boom budowlany rozlał się w południowo-zachodniej części miasta, oprócz kamienic czynszowych powstały liczne obiekty przemysłowe i infrastrukturalne. W roku 1892 spółka Elektrische Strassenbahn Breslau w partnerstwie z firmą Allgemeine Elektricitäts-Gesellschaft uruchomiła nowoczesną, zelektryfikowaną linię tramwajową i zbudowała dla jej obsługi stosowną zajezdnię. Niestety po zniszczeniach wojennych pozostałości zajezdni zostały przystosowane do obsługi komunikacji autobusowej.

Uznaliśmy, że wartością nadrzędną nowego ładu urbanistycznego będzie pozostawienie wolnostojących obiektów odwzorowujących układ i industrialny charakter miejsca. Projektowany kompleks ma się w przyszłości składać z kolejnego obiektu o funkcji szkoleniowo-badawczej. Dlatego cała struktura funkcjonalna adaptowanej hali została podporządkowana docelowemu modelowi, w którym to dwa niezależnie stojące obiekty działają jako jeden zespół, a główne zejście znajduje się na osi wielofunkcyjnego placu łagodnie opadającego na poziom kondygnacji podziemnej. Pozwoliło to zachować przestrzenną autonomię bryły zajezdni i doprowadzić jej architektoniczną powłokę do stanu z okresu swej świetności. Zajezdnia została poddana rekonstrukcji przy dyskretnych sygnałach o zmianie przeznaczenia poprzez umiarkowane, współczesne ingerencje.

Nowoczesna placówka muzealna jest szansą dla całej dzielnicy, tworząc nową przestrzeń publiczną i kreując sąsiedzką tożsamość w tej przemysłowej dotąd części miasta.

PODWALE 61

Niezwykle istotną składową naszego działania w architekturze jest doświadczanie. Jesteśmy przekonani o tym, że aby kompetentnie współtworzyć gęste i dobre miasto, trzeba w nim funkcjonować na co dzień, odczuwając wszelkie jego niedoskonałości i przewagi.

Wewnętrzne podwórko przy kamienicy było miejscem zaniedbanym i niemiejskim. Do pracy nad porządkowaniem i realizacją projektu zaprosiliśmy wszystkich mieszkańców budynku. Zrobiliśmy coś na kształt czynu społecznego, w którym zakupiliśmy narzędzia, rośliny i zamówiliśmy transport. Meble i taras wykonała profesjonalna firma. Po całym dniu pracy urządziliśmy wspólnego grilla, który trwał do wczesnych godzin porannych.

Życie we współczesnym, hybrydowym mieście to współistnienie z ludźmi. My też zajmujemy tylko część budynku starając się wpisać w inne rytmy życia mieszkańców, zrozumieć i uszanować ich potrzeby. Daje nam to pokłady bezcennego doświadczenia i nieakademickej wiedzy, jakże niezbędnych w toczącej się dyskusji o współczesnym miejskim biotopie. Zamiast nadużywać modnej, urbanistycznej nowomowy, wolimy obserwować realne procesy rehabilitacji miejsc i społeczności. Cieszyć się, kiedy nasze przywrócone w ramach wspólnej pracy podwórko – wyposażone w nowe meble miejskie, integruje ludzi, a także smucić i wątpić, kiedy zastajemy bramę wejściową całą w poweekendowym anturażu. Wierzymy, że dzięki temu współistnieniu bliżej nam do zrozumienia fenomenu współczesnego miasta.

 

REKONSTRUKCJA PRZEDSZKOLA

Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że będziemy rekonstruować jakiś budynek, pewnie bym nie uwierzył. Jak widać w architekturze, podobnie jak w polityce nie można nadużywać słowa „nigdy”. Czasem trzeba skończyć jakąś misterną układankę, w której brakującym elementem jest cały budynek. Tak było i tym razem.

Historia tej odbudowy jest trochę jak historia naszej nowej architektonicznej rzeczywistości – skomplikowana i namiętna. Na wernisażu z okazji 80-lecia otwarcia wystawy WuWA we Wrocławiu, staliśmy w kilku kolegów pod planszą z rzutem „przypadkowo” spalonego przedszkola narzekając na czasy, bezkarnych inwestorów i zawsze nie taka pogodę. Jednakże, jeżeli można uwieść architekta prostym rzutem, to takie zbiorowe uwiedzenie miało tam miejsce. Jeszcze raz okazało się, że dobry plan to przepustka do drugiego życia zabytku. I że Witruwiuszowska triada to nie lista punktów, tylko układ funkcji, gdzie Firmitas jest liniowo proporcjonalne do Utilitas.

Po olśnieniu na wystawie wypadki potoczyły się już niezwykle dynamicznie – jak to w naszej ułańskiej codzienności. Odważna i dalekowzroczna decyzja Miasta o podarowaniu terenu Izbie Architektów, miesiące starań o dotacje unijne, szybki projekt rekonstrukcji i budowa w stachanowskim tempie – w pięć i pół miesiąca. W czasie tej odbudowy wiele podstawowych pytań: precyzyjne usytuowanie, detale, kolor. Mozolna, detektywistyczna robota z wielkim wsparciem konserwatorskim przyniosła nagrodę – odkryty przypadkiem w końcówce inwestycji brodzik potwierdził, że budynek stoi idealnie w osi.

I oto jest – nowy dom dla architektury i architektów. Stały adres, który jest immamentną częścią racji bytu w tym zawodzie. Już ruszyły tam spotkania, wykłady, warsztaty i wystawy młodych. Ale to już zupełnie inna historia.

SZKOŁA MUZYCZNA

Typologia współczesnej szkoły źle wpisuje się w gęste miasto. Poszukuje raczej ekstensywnych struktur, spokojnego sąsiedztwa i bliskości terenów mieszkaniowych. To zupełnie inny świat niż ten ściśnięty w śródmiejskich kwartałach. Pozorny paradoks lokalizacji w ścisłym centrum – pomiędzy ruchliwą ulicą i linią kolejową, tłumaczą marka edukacyjna „Łowieckiej” i sąsiedztwo byłej filharmonii, która otwiera potencjał wykreowania unikalnego kompleksu.

Wielkość działki, konieczność właściwego nasłonecznienia i spełnienia rygorystycznych wytycznych akustycznych, sprokurowały decyzję o spiętrzeniu wszystkich funkcji w jeden homogeniczny blok z wewnętrznym dziedzińcem. Zwarty układ narzucił regularną i zdyscyplinowaną dyspozycję funkcji – od strony ulicy, bufor akustyczny dla sal lekcyjnych stanowi szeroki korytarz, pełniący zarówno funkcję głównej komunikacji jak i przestrzeń rekreacyjną. W główną strukturę budynku zostały wbudowane autonomiczne, małe obiekty z niezależnymi ścianami i stropami. Struktura tych „pudełek” zależna jest od zakresu częstotliwości dźwięków generowanych przez poszczególne grupy instrumentów. Pomieszczenia muzyczne zyskały wykończenie ustrojami akustycznymi tłumiącymi lub wzmacniającymi poszczególne pasma.

Piłsudskiego jest wyjątkową ulicą w hierarchii przestrzennej miasta ze strukturą budowaną na zasadzie „wplatania” w pierzeję monumentalnych gmachów użyteczności publicznej. Budynkiem szkoły próbujemy kontynuować ten zamysł kompozycyjny. Takie „cerowanie miasta”, które kiedyś już było.

GREEN TOWERS

Analiza okolicznej zabudowy jednoznacznie wykazała dominację długich, wysokich prostopadłościanów budujących nową skalę tandemu Strzegomskiej i Robotniczej. Jednak schwarzplan odsłonił nieoczekiwaną zmianę geometrii w rejonie ulicy Stacyjnej i to „zaburzenie” postanowiliśmy wykorzystać i przestrzennie ograć. Postanowiliśmy formalnie zszyć te sąsiadujące fragmenty Szczepina i bliźniacze, ponad 30 metrowe wieże biur materializują ten zamysł, dopełniając jego powojenną morfologię. Wejścia główne do budynków zlokalizowano odpowiednio od obu ulic i podkreślono przerysowanymi formalnie zadaszeniami płynnie przechodzącymi w ochronę ramp zjazdowych. Ten dyskretny twist odnosi się wprost do geometrycznej deformacji i został wzmocniony i zestrojony z przekoszonym układem solidnych ekranów akustycznych wieńczących budynki. W parterze, pomiędzy wieżami zaprojektowano zagłębiony częściowo w terenie plac, który doświetla program użytkowy. Op art’owa kompozycja fasad przechodząca w rysunek posadzek, dynamizuje założenie, próbując łamać monotonię funkcji biurowej. We wnętrzu udało się zrealizować rzeźbę Józefa Hałasa poświęconą wybitnemu badaczowi ludzkiej inteligencji – Williamowi Sternowi. Wszystko to razem wytwarza frapujące interakcje i buduje pomosty pomiędzy przeszłością, a dzisiejszym przeznaczeniem miejsca. Bliźniacze budynki są typologicznie wystudiowanym i zoptymalizowanym, trójtraktowym modelem biur. To nasz pierwszy o tej skali zestaw i tą wystudiowaną typologię będziemy później transponować i udoskonalać w kolejnych realizacjach.

TBS NOWE ŻERNIKI

WĘZEŁ PRZESIADKOWY

Nasze działanie polega zwykle na wypełnieniu jakiegoś przestrzennego ubytku. Jest kontekst, jest o co zaczepić. Tym razem jednak kontekstu nie było. Nowy stadion oraz wielopoziomowy węzeł drogowy, miały dopiero powstać równolegle z naszym obiektem.

Temat od początku prowokował nas do odważniejszych poszukiwań formalnych. Gdzieś z tyłu głowy mieliśmy dobre tradycje ekspresyjnych stacji kolejowych i niespełnienie po konkursie na stadion. Od początku, szukając właściwego wyrazu, pracowaliśmy na kartonowych i plastelinowych modelach. Kluczowe okazały się być: decyzja o asymetrii dachu, podporządkowana logice potoków ludzkich, a także potrzeba płynnego, intuicyjnego przekierowania ludzi na esplanadę stadionu. Nierównoległe, przecinające się linie, z których zbudowano bryłę, miały swoją genezę w zmultiplikowanych kierunkach dróg, torów i ścieżek. Miejsce, w którym się zbiegają obudowaliśmy strukturą złożoną z płaszczyzn układających się w dynamiczną kompozycję. Tak uformowana bryła obiektu była przeciwwagą do łagodnych krzywizn stadionu i jego przedpola. Całość ubraliśmy w surowy, brutalny w wyrazie żelbet uzupełniony elementami z ocynkowanej stali, dopisując się do estetyki powstałego w międzyczasie kontekstu.

Wielki, kroczący jaszczur, betonowe origami czy latawiec – nazwy funkcjonujące w pracowni zdradzają, że tym razem złamaliśmy wszelkie nasze zasady i ‘myśleliśmy’ przede wszystkim formą. Ludzie miewają w sobie gdzieś głęboko, atawistyczną potrzebę zabawy latawcem. Nasz, był tym razem betonowy.

THESPIAN

Wymarzony dom pod miastem. Szeroki podjazd, garaż na dwie bramy, cisza, ptaki, wątłe drzewka. Archetyp szczęśliwego zamieszkiwania implantowany w głowach nowej klasy budującej. W poniedziałki: zapchane drogi, karkołomne manewry pod szkołami i nieładne gesty. Robiąc nasz budynek zastanawialiśmy się, czy współczesny człowiek akceptuje jeszcze synergię miasta, czy chce mieszkać w jego prawdziwym, gęstym biotopie? Czy jest w stanie przyswoić jego fizjologię: ciepło sodowego światła, rytmiczny puls komunikacji, oddech – ten zdrowy po spłukaniu stuletniej kostki deszczem i ten nieświeży w popołudniowym szczycie? Klaksony, rozbita nad ranem butelka i sobotni kibole. W zamian: letni festiwal filmowy, śniadania w „Mleczarni” i pies w parku.

Projekt jest typowo wrocławskim zestawem problemów. Urbanistyczne „sprzątanie”, charakterystyczne dla miasta, które już kiedyś się wydarzyło. W naszych działaniach skupiliśmy się na zszyciu styku dwóch różnych pod względem skali i genotypu obszarów zabudowy. Uzupełniając geometrię placu, zabiegaliśmy o nowe otwarcie wzdłuż zmieniającej skalę, najważniejszej osi w mieście. Architektonicznie próbowaliśmy skomponować współczesną kamienicę. Akcentowaliśmy parter o podwójnej wysokości z wyraźnie zaznaczoną strefą wejścia i tarasowo kształtowaliśmy zwieńczenie budynku, nawiązując do obwiedni gzymsów i kalenic wokół placu. Podwójna fasada, niwelująca uciążliwości, umożliwia doskonały kontakt z pobliską zielenią i pulsującym miastem, które można niemalże dotknąć. Jeśli więc są gdzieś jeszcze współcześni mieszczanie, to ten dom zrobiliśmy dla nich.

V LO

W zasadzie wszystkie najistotniejsze decyzje w tym projekcie mają swoją genezę w lokalizacji. Działka, położona na skraju parku, a jednocześnie przy bardzo ruchliwej drodze wylotowej z Wrocławia, gdzie nie ma już gęstej sieci kwartałów, zbudowała nam matrycę uwarunkowań. A ta z kolei ustawiła cały ciąg procesów decyzyjnych.

Pierwszy cel: oszczędzić jak najwięcej drzew, uzyskaliśmy wpisując budynek w ślad po istniejących na działce obiektach (stary basen z zapleczem). Próbując wpasować kubaturę między rozrzucone w parkowym nieładzie drzewa, radykalnie zmniejszyliśmy liczbę niezbędnych wycinek i uzyskaliśmy prosty typologicznie obiekt. Jego schemat funkcjonalny opiera się na holu komunikacyjnym, który stanowi jednocześnie bufor oddzielający pomieszczenia dydaktyczne od ulicy. Pozostałe funkcje (hala sportowa, biblioteka, sala konferencyjna) zostały zespolone z główną bryłą węzłem rozrządczym, który dystrybuuje i kontroluje ruch po szkole uczniów i zewnętrznych użytkowników. Przy tej szaradzie funkcjonalnej, byliśmy ekstremalnie konsekwentni proponując lokalizację boiska na dachu hali, tak by uniknąć kolejnych wycinek. Od strony ulicy dociążyliśmy hol nanizanymi nań pomieszczeniami laboratoriów, które z uwagi na swoją specyfikę mogły korzystać ze światła górnego. To z kolei pozwoliło nam zdynamizować kompozycję fasady.

Wszystkie decyzje były proste, ale z uwagi na uwarunkowania, radykalne. Takie projekty zwykle nie wytrzymują próby czasu, a my musieliśmy do naszego powrócić po 10 latach od konkursu. Cieszy nas, że poza kilkoma technicznymi korektami, projekt został zrealizowany bez zmian.

NA SKARPIE

To prosta, finansowana ze środków publicznych hala sportowa, bez ekstrawagancji konstrukcyjnych, formalnych czy materiałowych. Mimo to stanowi wyrazisty znak w przestrzeni, a otoczenie ma swój niebagatelny udział w budowaniu charakteru wnętrz. Dyskretne otwarcia w fasadach wiążą te dwa światy w precyzyjnie wybranych miejscach. Łamią banał formy typowej, introwertycznej i konsekwentnie grają na nastrój wydrążonego monolitu. Powstaje dzięki temu rodzaj interakcji między wnętrzem a zewnętrzem hali – możliwość obserwacji tego, co się dzieje we wnętrzu. Jednocześnie pokrycie krawędzi otwarć kolorem złotym formalnie odcina jasne wnętrze hali od elewacji pokrytej blachą w kolorze antracytu. Mocno zaznaczona wybraniem masy strefa wejścia, ma w przeciwwadze bardzo dyskretną identyfikację wizualną. Dużo tu robi światło: jednocześnie pochłaniane przez antracytowy monolit, odbijane przez jego złote strzępia i enigmatycznie blikające na przeskalowanych ćwiekach, z których wypunktowano nazwę obiektu. W kontrze do tłumu tysiąca różnokolorowych kibiców, zaprojektowano jasne i czyste wnętrza z bardzo przejrzystą dyspozycją przestrzenną. Ważna też była intuicyjny sposób przepływu potoków ludzkich, który w czasie, gdy emocje buzują, może przesądzić o bezpieczeństwie użytkowania. Dziś już wiemy, że budynek został zaakceptowany przez lokalną społeczność, spajając ich tożsamość na równi i w duecie z barwami klubowymi.